niedziela, 30 sierpnia 2015

Życie z Chorym na Alzheimera

Życie z Chorym na Alzheimera 04 sierpień 2012

 - Witaj Bogdanie
- Witaj Maniki, wróciłaś, zadowolona jak widzę
- Szczęśliwa! Zrealizowałam swoje marzenie, chciałam zabrać Mamusię nad morze
i udało się!
- Jak Mamusia zniosła pobyt poza domem? Czuła się zagubiona?
- Od momentu wyjazdu wszystko dla Mamusi było nowe, stress był nieodłącznym elementem.
Żeby dostać się na II peron z którego miałam pociąg musiałam zgłosić się do okienka
kasowego otworzono bramę z napisem: "Przejścia nie ma" i w towarzystwie ochroniarza bezpiecznie przeszłam z Mamusią przez tory. Wujek - Brat Mamy pomógł mi wpakować bagaże
i Mamusię do pociągu. W Kołobrzegu pociąg zatrzymał się na II peronie, ale tam było przejście
przez tory. Z pociągu czterech mężczyzn wyjmowało Mamusię, bo nie potrafiła wyjść. Podobnie
było jak wróciłyśmy. Pociąg zatrzymał się na III Peronie, a tam tylko schody i schody.
Aśka z Zeusem odebrali mnie na Dworcu, Mamusia nie potrafiła wyjść z pociągu, konduktor
i dwóch facetów próbowało wyjąć Mamusię, aż w końcu jeden młody mężczyzna podszedł
i wziął Mamusię na ręce, a potem posadził na wózku... Zawsze ktoś pomagał... Okazało się,
że i na tym dworcu było przejście przez tory - zamknięte, jednak ochroniarze nie mieli do niego
kluczyka, na dworcu tylko kasjerka. Chciałam rozmawiać z jakimś szefostwem, ale nikogo...
Poprosiłam w końcu o pomoc trzech mężczyzn i znieśli Mamusię schodami z peronu III, potem
wnieśli na Dworzec i w końcu wynieśli prze budynek Dworca bo tam też były schody...
Miasta z barierami... niestety...
A jak dojechałyśmy nad morze do Kołobrzegu czekał nas dojazd autobusem i potem wreszcie
kwatera, pokój. Dla Mamusi wszystko było nowe, jednak kontakt wzrokowy ze mną sprawiał,
iż miała poczucie bezpieczeństwa. W pokoju byłyśmy w piątkę, dosłownie jak śledzie w puszce!
Koleżanka z którą rozmawiałam przez telefon pytała czy ja aby nie pomyliłam adresu i czy nie śpimy w hangarze na Chatce Studenckiej. Dawne czasy...
Kiedyś z Iwonką jeździłam na Chatkę Studencką i w takich warunkach się spało. Wówczas to
nikomu nie przeszkadzało. Teraz... Po pierwszej nocy zdecydowałam, że musimy inaczej ułożyć rozkładane łóżko i materac na którym spała jedna z córek Ewci, bo nie miałam jak wyjść
z pokoju z Mamusią...
Noce były spokojne, Mamusia spała ładnie. Budziła się rano i siadała na łóżku. Niestety
łazienka była na korytarzu i nim z Mamusią doczłapałyśmy ktoś już zdążył ją zająć, tak się
zdarzyło pomimo iż zaniosłam do łazienki przybory do mycia, ubrania i otworzyłam szeroko
drzwi.
Po porannej toalecie sadzałam Mamusię na wózek inwalidzki i wjeżdżałam nim do pokoju,
potem zabierałam Mamusię do ogrodu, tam dużo czasu spędzałyśmy. Dopiero kilka dni przed
odjazdem Mamusia wstała z wózka, ale nie oddaliła się, ja wówczas byłam tuż obok
na huśtawce ogrodowej. No a potem wiadomo na plażę... To był Raj dla Mamusi i dla mnie!
W Grzybowie zrobiono trasę rowerową z wydzielonym odcinkiem dla pieszych i tą trasą wśród
drzew podjeżałam z Mamusią do Tarasu widokowego... Ale tam było pięknie! Widok na morze...

Z tarasu na plażę prowadziły schody, była tam także platforma podjazdowa dla wózków, niestety
ciągle nieczynna, ale życzliwi ludzie sami oferowali pomoc, później już wiedziałam,
że najlepiej zorganizować czterech facetów i znosili Mamusię na wózku na dół... Potem
odwracałam wózek tyłem i ciągnęłam aż nad sam brzeg morza... Odwracałam Mamusię
twarzą do morza, zdejmowałam buty i jej bose stopy opierały się o piasek - terapia.
Szum morza wpływał na Mamusię kojąco, krzyczała jedynie podczas toalety, a podczas dnia
była wyciszona.
Kupiłam Mamusi taką fajną piłkę z bolcami w zielonym kolorze -
to też stymuluje.

Brałam Mamusię za ręce i podprowadzałam do morza tak, by fale oblewały jej
stopy.
Za pierwszym razem się przestraszyła pomimo iż ją uprzedzałam, że fala zmoczy jej
stopy za chwilę. Potem prowadziłam Mamusię brzegiem morza. Jak stała pewnie, puszczałam
jej rękę, by stała samodzielnie, nawet jednego dnia samodzielnie zaczęła spacerować...

Jestem zadowolona! Bardzo zadowolona, że byłyśmy nad morzem.
- A Ty? Jak Ty się czułaś? Wypoczęłaś?
Maniki się uśmiechnęła
- Nie wypoczęłam, ale się zrelaksowałam byłyśmy nad morzem nocą, obserwowałyśmy
miliony gwiazd... albo podziwiałyśmy Zachody Słońca... tego co czułam nie sposób opisać...
Poznałam ciekawe osoby, w ogrodzie przy kwaterze graliśmy wspólnie w piłkę...

Wieczorami grillowaliśmy, graliśmy w karty, w kule, a jednej nocy puszczaliśmy lampiony...
Słowem było fajnie...
- A co było nie tak?
- Hm... było coś takiego
- Więc?
- Powiem Ci na ucho
Maniki pochyliła się i szeptała coś Bogdanowi do ucha
- No to rzeczywiście... a sądziłem, że Ty tylko same pozytywy dostrzeżesz...
- Czasem jest coś co mi się nie podoba...
- A jak wyglądała Gra w kule?
- Zestaw zawierał osiem metalowych, ciężkich kul i jedną małą drewnianą kulkę zwaną Świnką,
są różne kombinacje tej Gry

W grę grało czterech graczy podzielonych na dwa zespoły
najpierw jeden z graczy rzucał Kulką - Świnką, a następnie należało jak najbliżej umieścić
metalową kulę, cztery kule były oznakowane dwoma paskami, a kolejne cztery czterema
Jedną drużynę stanowiły dwie osoby z których każda rzucała dwiema kulami
Wygrywał ten zespół, którego kula była najbliżej Świnki
Kiedy podczas rzutu kula trąciła Świnkę drużyna przegrywała daną rozgrywkę
Natomiast można było trącić kulą kulę z drużyny przeciwnika - wybić ją by była dalej od Świnki,
a jak po trąceniu innej metalowej kuli kula trąciła Świnkę, wówczas drużyna nie traciła punktu
Fajnie się grało, grałam z Zosią, Łukaszem i Damianem, albo z Ewcią, Zosią i Angelą
Chciałabym mieć takie Kule
Mam dla Mamusi w domu takie kolorowe piłeczki i będę mogła z Córką grać w takie "Mini kule"
Wykorzystam ich kolory, a mała kuleczka też się znajdzie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz