Taka jest prawda...
21 październik 2007
Anna Dymna
kobieta, która żyje dla innych
Otrzymała ode mnie statuetkę...
W kwietniu 2006 roku ukazała się książka
przedstawiająca zapis rozmów
Pani Anny Dymnej z Wojciechem Szczawińskim.
"Warto Mimo Wszystko"
Chciałam przytoczyć jej fragment
Z rozdziału „Dziki człowiek”
-
Pani działalność społeczna jest powszechnie ceniona, ale mówi się
również, że, na przykład, telewizyjny program Spotkajmy się to tylko
kolejna kreacja Dymnej; że, dzięki niej, Dymna ratuje siebie przed
publicznym niebytem…
- Doskonale wiem, że niektórzy tak mnie
oceniają. Cóż mogę na to poradzić? Czy oczekuje Pan, że zacznę się
bronić albo zaprzeczać, tłumaczyć się i udowadniać, że jest inaczej?
- Takie zarzuty zwykle są odpierane.
-
Naprawdę nie mam siły i czasu, by mierzyć się z ludzkimi urojeniami i
podejrzliwością. Wystarcza mi poczucie, że jestem uczciwa wobec siebie, a
o mojej uczciwości wiedzą także ci, z którymi współpracuję na co dzień.
Niech Pan mi wierzy na słowo, że świat byłby o wiele lepszy, gdyby
ludzie zajęli się czymś bardziej pożytecznym niż marnowaniem energii na
wzajemne opluwanie się, tworzenie atmosfery niedorzecznej podejrzliwości
i doszukiwanie się przebiegłości we wszystkich działaniach bliźnich.
Dla mnie jest to autentyczne marnowanie sil witalnych. Tłumaczenie się z
podobnie absurdalnych zarzutów także byłoby energetycznym
marnotrawstwem.
- Zdaje sobie Pani sprawę, że nie uniknie tej podejrzliwości?
-
Naprawdę zależy Panu na konkretnej odpowiedzi? Dobrze. Odpowiem: sama
tego nie rozumiem. Zresztą nigdy nie zastanawiałam, dlaczego pomagam
ludziom. Nawet w moim zawodowym środowisku padają czasami wścibskie,
nachalne pytania: „Dlaczego zajmujesz się tymi niepełnosprawnymi?
Przecież to jest okropne: oni plują, bełkoczą, robią pod siebie, głupio
się zachowują…”. Nie wytrzymuję tej niedorzecznej napastliwości.
Odpowiadam więc na przykład: „Pomagam im tylko dlatego, ponieważ nie mam
ochoty pić wódki”, albo: „Nie mam zamiaru nudzić się czy robić coś
innego”. Właśnie tak! Na głupie pytania trzeba udzielać idiotycznych
odpowiedzi. Innej możliwości nie ma, bo by człowiek zwariował. Kiedy
zbliżyłam się do niepełnosprawnych umysłowo, początkowo pomagałam im bez
rozgłosu. Po jakimś czasie pomyślałam, że jeśli wykorzystam swój
publiczny wizerunek, pomoc ta będzie skuteczniejsza: że dla moich
przyjaciół będę mogła zorganizować festiwal, teatr, pozyskać sponsorów.
Stanie się tak z prostej przyczyny: ludzie, mając w pamięci moje role,
po prostu mnie lubią. Przez wiele lat bardzo ciężko pracowałam na moją
twarz. Wykorzystuję ją teraz z premedytacją. Tym, którzy tak bardzo
dociekają przyczyn mojego społecznego działania, radzę, by sami zaczęli
pomagać chorym i niepełnosprawnym. Wtedy znajdą odpowiedź na nurtujące
ich pytania.
- Pani społeczną pracę niektórzy tłumaczą sobie
również tym, że Dymna stała się egzaltowaną wariatką, starzejącą się i
nieszczęśliwą aktorką - zaczęła więc pomagać osobom niepełnosprawnym.
Czy nie przeraża Panią okrucieństwo takich opinii?
- Naturalnie.
Bolą mnie tego typu komentarze. Rozumiem jednak, że ludzie i tak będą
mówili o nas to, co chcą. Ale dopóki moje działania, zarówno artystyczne
jak i społeczne, są uczciwe i wynikają z bezinteresownych pobudek,
dopóty będę robiła swoje. Zresztą od kiedy pamiętam, chyba zawsze
starałam się pomagać ludziom i opiekować kim mogłam. O mojej
działalności społecznej stało się głośno dopiero wtedy, gdy założyłam
fundację i zaczęłam prowadzić w telewizji programy. Nie jest więc
prawdą, jak sądzą niektórzy, że Dymna obudziła się pewnego dnia i
widząc, że w każdej chwili może ją dopaść klimakterium, zaczęła się
miotać, udawać i szukać nowego pomysłu na życie.
- Nie pomyślała
Pani chociaż przez chwilę, że dokonała już w życiu wystarczająco dużo?
Byłoby może lepiej zrezygnować z działalności społecznej niż narażać się
na tego rodzaju opinie? Przecież one nadwerężają Pani dobrą reputację.
-
Gdyby chodziło tylko o mnie, już dawno zrezygnowałabym z pracy
społecznej. Ale nie walczę przecież o siebie. Liczy się sprawa. Nie mogę
więc się poddać. Oczywiście wieloletni dorobek artystyczny Anny Dymnej
mógłby odejść w zapomnienie bądź zamienić się w moją wygodę. Występ w
serialu albo w kilku reklamach dałby mi zapewne możliwość kupienia willi
z basenem i prowadzenia beztroskiego życia. Uświadomiłam sobie jednak,
że dzięki temu, iż jestem znana i lubiana, mogę pomagać tym, którzy tak
naprawdę znajdują się na społecznym marginesie i o których mało kto
pamięta. Moja twarz pracuje teraz nie na mnie, lecz na nich. W tym
odnajduję spełnienie.
- Pani wiara oraz spojrzenie na życie
wydają się niezwykle szlachetne. Ale, bez względu na siłę naszego
optymizmu czy dobroć, świat często bywa brutalny i potwornie
niesprawiedliwy…
- Cóż z tego? Ja na taki świat się nie zgadzam.
Polecam zajrzeć na stronę Fundacji Anny Dymnej
www.mimowszystko.org
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz