niedziela, 1 maja 2016

Mimo wszystko

Taka jest prawda... 21 październik 2007 Anna Dymna
kobieta, która żyje dla innych
Otrzymała ode mnie statuetkę...
W kwietniu 2006 roku ukazała się książka
przedstawiająca zapis rozmów
Pani Anny Dymnej z Wojciechem Szczawińskim.
"Warto Mimo Wszystko"
Chciałam przytoczyć jej fragment
Z rozdziału „Dziki człowiek”

- Pani działalność społeczna jest powszechnie ceniona, ale mówi się również, że, na przykład, telewizyjny program Spotkajmy się to tylko kolejna kreacja Dymnej; że, dzięki niej, Dymna ratuje siebie przed publicznym niebytem…

- Doskonale wiem, że niektórzy tak mnie oceniają. Cóż mogę na to poradzić? Czy oczekuje Pan, że zacznę się bronić albo zaprzeczać, tłumaczyć się i udowadniać, że jest inaczej?

- Takie zarzuty zwykle są odpierane.

- Naprawdę nie mam siły i czasu, by mierzyć się z ludzkimi urojeniami i podejrzliwością. Wystarcza mi poczucie, że jestem uczciwa wobec siebie, a o mojej uczciwości wiedzą także ci, z którymi współpracuję na co dzień. Niech Pan mi wierzy na słowo, że świat byłby o wiele lepszy, gdyby ludzie zajęli się czymś bardziej pożytecznym niż marnowaniem energii na wzajemne opluwanie się, tworzenie atmosfery niedorzecznej podejrzliwości i doszukiwanie się przebiegłości we wszystkich działaniach bliźnich. Dla mnie jest to autentyczne marnowanie sil witalnych. Tłumaczenie się z podobnie absurdalnych zarzutów także byłoby energetycznym marnotrawstwem.

- Zdaje sobie Pani sprawę, że nie uniknie tej podejrzliwości?

- Naprawdę zależy Panu na konkretnej odpowiedzi? Dobrze. Odpowiem: sama tego nie rozumiem. Zresztą nigdy nie zastanawiałam, dlaczego pomagam ludziom. Nawet w moim zawodowym środowisku padają czasami wścibskie, nachalne pytania: „Dlaczego zajmujesz się tymi niepełnosprawnymi? Przecież to jest okropne: oni plują, bełkoczą, robią pod siebie, głupio się zachowują…”. Nie wytrzymuję tej niedorzecznej napastliwości. Odpowiadam więc na przykład: „Pomagam im tylko dlatego, ponieważ nie mam ochoty pić wódki”, albo: „Nie mam zamiaru nudzić się czy robić coś innego”. Właśnie tak! Na głupie pytania trzeba udzielać idiotycznych odpowiedzi. Innej możliwości nie ma, bo by człowiek zwariował. Kiedy zbliżyłam się do niepełnosprawnych umysłowo, początkowo pomagałam im bez rozgłosu. Po jakimś czasie pomyślałam, że jeśli wykorzystam swój publiczny wizerunek, pomoc ta będzie skuteczniejsza: że dla moich przyjaciół będę mogła zorganizować festiwal, teatr, pozyskać sponsorów. Stanie się tak z prostej przyczyny: ludzie, mając w pamięci moje role, po prostu mnie lubią. Przez wiele lat bardzo ciężko pracowałam na moją twarz. Wykorzystuję ją teraz z premedytacją. Tym, którzy tak bardzo dociekają przyczyn mojego społecznego działania, radzę, by sami zaczęli pomagać chorym i niepełnosprawnym. Wtedy znajdą odpowiedź na nurtujące ich pytania.

- Pani społeczną pracę niektórzy tłumaczą sobie również tym, że Dymna stała się egzaltowaną wariatką, starzejącą się i nieszczęśliwą aktorką - zaczęła więc pomagać osobom niepełnosprawnym. Czy nie przeraża Panią okrucieństwo takich opinii?

- Naturalnie. Bolą mnie tego typu komentarze. Rozumiem jednak, że ludzie i tak będą mówili o nas to, co chcą. Ale dopóki moje działania, zarówno artystyczne jak i społeczne, są uczciwe i wynikają z bezinteresownych pobudek, dopóty będę robiła swoje. Zresztą od kiedy pamiętam, chyba zawsze starałam się pomagać ludziom i opiekować kim mogłam. O mojej działalności społecznej stało się głośno dopiero wtedy, gdy założyłam fundację i zaczęłam prowadzić w telewizji programy. Nie jest więc prawdą, jak sądzą niektórzy, że Dymna obudziła się pewnego dnia i widząc, że w każdej chwili może ją dopaść klimakterium, zaczęła się miotać, udawać i szukać nowego pomysłu na życie.

- Nie pomyślała Pani chociaż przez chwilę, że dokonała już w życiu wystarczająco dużo? Byłoby może lepiej zrezygnować z działalności społecznej niż narażać się na tego rodzaju opinie? Przecież one nadwerężają Pani dobrą reputację.

- Gdyby chodziło tylko o mnie, już dawno zrezygnowałabym z pracy społecznej. Ale nie walczę przecież o siebie. Liczy się sprawa. Nie mogę więc się poddać. Oczywiście wieloletni dorobek artystyczny Anny Dymnej mógłby odejść w zapomnienie bądź zamienić się w moją wygodę. Występ w serialu albo w kilku reklamach dałby mi zapewne możliwość kupienia willi z basenem i prowadzenia beztroskiego życia. Uświadomiłam sobie jednak, że dzięki temu, iż jestem znana i lubiana, mogę pomagać tym, którzy tak naprawdę znajdują się na społecznym marginesie i o których mało kto pamięta. Moja twarz pracuje teraz nie na mnie, lecz na nich. W tym odnajduję spełnienie.


- Pani wiara oraz spojrzenie na życie wydają się niezwykle szlachetne. Ale, bez względu na siłę naszego optymizmu czy dobroć, świat często bywa brutalny i potwornie niesprawiedliwy…

- Cóż z tego? Ja na taki świat się nie zgadzam.


Polecam zajrzeć na stronę Fundacji Anny Dymnej
www.mimowszystko.org

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz